Kto z nas nie zna słynnej anegdotki o dziecku, które narysowało fioletowe żelazko, po czym wezwano jego ojca do przedszkola? Dziecko (przyjmijmy chłopiec) został wzięty pod baczną obserwację rodziców, nauczycieli, pilnie przebadany przez psychologa dziecięcego, który stwierdził „zaburzenia osobowości oraz niedostosowanie społeczne”.
Któż by pomyślał, ze chłopiec po prostu wymyślił sobie fioletowe żelazko, chciał je uczynić bohaterem stworzonej przez siebie baśni, po prostu tak widział ten domowy sprzęt albo może... no właśnie.
W każdym z nas (wierzcie albo nie) drzemią niesamowite i niemal nieskończone pokłady kreatywności. Oczywiście, dopóki jesteśmy dziećmi. Potem nagle ktoś uświadamia nam, że krasnoludki nie istnieją, latający dywan to wytwór wyobraźni, a śnieżka to wcale nie królewna, tylko ciastkarski wyrób regionalny.
Ten symboliczny fioletowy obrazek doskonale pokazuje, jak szkoła i system edukacji hamuje, by nie powiedzieć zabija, dziecięcą kreatywność. Wszelkie „dziwactwa”, inne od powszechnie przyjętych (lub uznanych przez nauczycieli) sposoby myślenia są odrzucane jako niepoprawne, inne i podejrzane zjawiska, którymi natychmiast powinien zająć się psycholog.
Choć w ostatnich latach wiele się w tym względzie zmieniło, nadal podejrzliwie patrzy się na uczniów mających oryginalne pomysły, choćby na rozwiązanie szkolnych zadań.
Nie zamierzam oczywiście podważać zasadności istnienia instytucji szkoły i systemu edukacji, a zwrócić uwagę na pewne aspekty, które w niezauważalny, acz konsekwentny sposób mogą zaważyć na przyszłości naszego dziecka.
Mózg na restarcie
Dlatego nie protestujmy, gdy nasze dziecko jest zmęczone i chciałoby odpocząć 1 dzień. Pozwólmy mu raz na jakiś czas, kiedy w szkole panuje „luźniejszy czas” i nie ma poważniejszych klasówek zostać w domu. Nie straci zapewne tak wiele, za to zyskać może bardzo dużo. Niech poczyta książkę, która lubi, pomoże mamie piec ciasteczka, uporządkuje swoje szuflady. Odpocznie i wymyśli (samo!) , co chciałoby dziś robić. Niech zaplanuje choć fragment dnia i (mówiąc dość poważnie;) zrealizuje jakiś projekt. Przemęczony przymusową nauka mózg nie jest zmotywowany do „bujania” po świecie wyobraźni ani tym bardziej do tworzenia.
W końcu, jak powiedział Albert Einstein – "wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy".
Domowe rupiecie kontra zabawki spod matrycy
Nie protestujmy, gdy malec zacznie zbierać plastikowe butelki czy kawałki kolorowych szmatek. Domowe „szpargały” pobudzają wyobraźnię dziecka i są nieszablonowe. Domek dla lalek może być nie tylko różowy, plastikowy i kupiony w supermarkecie, ale także skonstruowany samodzielnie z pudełek, starej szuflady i fragmentów nieużywanych już zasłon. Do samodzielnego wykonania nadają się też lalki, domowy teatrzyk, karmnik dla ptaków ( z pomocą rodziców).
Badania dowodzą, iż dzieci, którym rodzice pozwalają na większą swobodę w decydowaniu nie tylko o zabawach, ale o nich samych, lepiej się rozwijają, są odważniejsze, nie boją się głośno wypowiadać własnego zdania, a co za tym idzie – lepiej radzą sobie w życiu.
Mózg na wycieczce
Wielu rodziców nade wszystko pragnęłoby, aby ich dziecko myślało realistycznie, co pozbawi je zbędnych złudzeń i przygotuje do „twardego”, dorosłego życia. Niektórzy także boja się, że nadmierny rozwój wyobraźni będzie negatywnie rzutował na jego rozwój umiejętności ścisłych, analitycznych i
Spokojnie. To, że dziecko chce szukać skarbów z Panem Samochodzikiem czy udać się w podróż z Tomkiem Wilmowskim do Australii nie oznacza, ze nie poradzi sobie w przyszłości w „wyścigu szczurów” (notabene – czy chcielibyśmy, aby nasze dziecko zostało szczurem? Pamiętajmy, że nie jest to równoznaczne z pojęciem kariery). Może z miłośnika Pana Samochodzika i jego pościgów za przemytnikami skarbów kultury wyrośnie doskonały historyk sztuki, a z fana „Tomka w krainie kangurów” podróżnik lub świetny dziennikarz?
Pamiętajmy, że na świecie istnieje wiele dróg. Gdyby wszystkie samochody jechały jedną drogą, powstałyby gigantyczne kolizje.
Dziwne pomysły i oryginalny sposób myślenia, jaki człowiek przejawia w dzieciństwie i wczesnej młodości, mogą zaprocentować nie tylko kreatywnym myśleniem i samodzielnym, nowatorskim rozwiązywaniem problemów, ale również (a może przede wszystkim) odwaga do poszukiwania własnej drogi w dorosłym życiu.
Pamiętajmy o tym, gdy któregoś dnia nasza pociecha narysuje fioletowy tłuczek do mięsa:)